piątek, 31 sierpnia 2012

Czy każda ma swojego Żeglarza?

Pojawia się, a potem znika, robi zamieszanie, burzę i jesteś jak karuzela. Rozchwiana, niepewna stałości tego co masz. Rozmyślasz nad tym co było, co jest i co będzie za chwilę. Nie wiesz jak bardzo jest to dla Ciebie niebezpieczne. Oczy przysłonięte tylko tymi, pełnymi szaleństwa chwilami, tą namiętnością... A gdzie w tym wszystkim codzienność? Gdzie wspólne brnięcie przez życie? Gdzie wspólne rozwiązania tego co nierozwiązane? Żyjesz złudzeniem, portretem przez siebie wymyślonym. Nie widzisz wad. Wspomnienie chwili ulotnej jak liść... Więc czy warto rzucać wszystko i dać ponieść się chwili? Przecież ona zaraz uleci. To tylko chwila, a to jest Żeglarz... On ma swoje wody...

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

wstrząśnięte, zamieszane


Jakie są współczesne związki? Czy dzisiaj jeszcze możliwe jest odtworzenie miłości renesansowej, pełnej, takiej oddanej…?

Obserwując przyjaciół, znajomych zaczynam zastanawiać się czy dzisiaj można stworzyć coś na kształt pełnego, świadomego związku. Tak jakby wziąć szklane naczynie… Wypełniasz je powoli – sympatią, uśmiechami, wspólnymi przygodami, radością, potem przyjaźnią, zauroczeniem, a w końcu zakochaniem i miłością. Czy dzisiaj tak wygląda kolejność? Czy aby na pewno nie pogubiliśmy się? Czy aby na pewno nie mieszamy składowych naczynia, powodując życiowego shake’a?

Zamiast idealnie przygotowanego koktajlu, którego smakiem moglibyśmy się delektować mamy mix – czy tego właśnie chcemy? Czy aby na pewno nie biegniemy zbyt szybko z jednego etapu w kolejny, zapominając po drodze, że każdy ma inne, własne, może spokojniejsze tempo?

Jakie są dzisiejsze związki?

Czy zbyt szybkie tempo nie powoduje, że w którymś momencie ten właśnie stworzony przez nas shake odbija się czkawką i powoduje zgagę? Bo przecież spijając go nie poznamy pojedynczych składników.
A nie lepiej jeśli powoli, dokładnie zaczniemy rozkoszować się porcjami jakie daje nam życie?

Więc jak to jest z tymi związkami?
Teraz zaczynasz patrzeć na swój i analizujesz. Były kolejne etapy? Posmakowałam/em kawałki tego co było mi dane? Wstrząsnęłam/em, zamieszałam/em?

Bo kiedy zaczynamy mieszać to na drugi dzień budzimy się z bólem głowy. I zadajesz sobie po np. roku znajomości pytanie – czy to jest przyjaźń czy to jest kochanie?

I nie wiesz, bo nie skupiłaś/eś się na tych chwilach, pojedynczych smakach aby teraz móc rozpoznać całość. I wtedy wydawało Ci się, że kochasz, ale jesteś już dalej i trochę w strachu, powoli zmieniasz zdanie. Czyżby zbyt daleko idące wnioski w początkowej fazie smakowania?

Pozwól sobie i innym poznać… Nie spiesz się. Delektuj się chwilą i ciesz z niej… Tylko w ten sposób obronisz się przed rozczarowaniem…

Więc jakie są dziś te związki?

Czasami niedojrzałe, innym razem zupełnie pogubione dwie strony, idące w różnych kierunkach… Wariackie, szalone, często spontaniczne, ale nadal infantylne… Nieprzemyślane, biznesowe, mało twórcze… 

Nie na tym powinny polegać….

niedziela, 26 sierpnia 2012

uspokój się...


Przychodzi taki czas, że zaczynasz się zastanawiać czy to co robisz, zrobiłaś, w czym trwasz ma w ogóle jakiś sens. Włożona praca, energia, czas w coś co ma się okazać bezsensowne? Popadasz w frustracje, ogłupienie, następuje zmęczenie materiału.

Stawiasz pytania, które w normalnych warunkach Twojej głowy, psychiki, w ogóle nie zostałyby zadane. Masz wyraźny spadek. Coś na kształt dołka, z którego nie do końca wiesz jak wyjść.
Powstają niedopowiedzenia, sprawy niewyjaśnione, skręcone i splątane myśli. Robisz rachunek sumienia, stawiasz kreski, minusy, plusy, dzielisz tabelkę na 10 wierszy i 5 kolumn… i tak nic z tego nie wyjdzie. Nie łudź się, że rozwiązanie przyjdzie kiedy jesteś w takim stanie. No właśnie w jakim? Roztrzęsienia, rozbiegania, niepoukładania, braku stabilności i harmonii, w braku spokoju… Stop.

Zatrzymaj się. Spokojnie… Weź głębokich pięć oddechów, otwórz umysł, rozjaśnij swoje wnętrze… czujesz jak dobrze? Czujesz przenikające światło? Powoli przychodzi ukojenie… nie jesteś tą chwiejną na wietrze wierzbą. Wychodzisz do świata, do ludzi… ponownie otwierasz się i rozglądasz dookoła. Przecież rozwiązanie jest tak blisko, na wyciągnięcie ręki.

W końcu liść przywiany przez wiatr, kropla deszczu, kamyk na drodze, promień słońca, wzrok przechodzącej obok osoby, sklepowy szyld dają Ci odpowiedź…

Czasami wystarczy patrzeć na znaki i otworzyć oczy… bądź spokojna – i Ty znajdziesz rozwiązanie…

piątek, 29 czerwca 2012

big city...


Polski Nowy Jork - ciągły ruch, bieg, warkot silników, tłum ludzi... I każdy się spieszy. Zastanawiam się o czym myślą biegnący tak ludzie. Single? Może o pracy, wycieczkach dookoła świata, kobiety o nowej parze butów, które założą na kolejną randkę, mężczyźni o samochodzie, desce surfingowej, jachcie? Bo przecież teraz trzeba być na topie i trendy? Ci w szczęśliwych lub mniej szczęśliwych związkach też biegną. Ona może myśli o tym co ma zrobić na kolację aby zachwycić ukochanego. Czy dziecko nie płacze w przedszkolu? Czy zdąży po pracy zrobić zakupy? Jak spędzi wieczór? On... Jak utrzymać pracę by rodzina miała jak najlepiej? Jakie kupić jej kwiaty? Dlaczego ona ma na mnie focha? Każdy ma swoje dylematy. A może w tak wielkim zabieganiu, locie, pośpiechu ludzie mają puste od myśli głowy? Może ta droga do pracy, kiedy stoją w tłumie to chwila odpoczynku od myślenia? Zaraz, zaraz... ale czy ja przedstawiłam życie singla jako to bardziej kolorowe? A jaka jest rzeczywistość? Po upojnych randkach, nowych kieckach, udanych wakacjach, przychodzą samotne noce, zimy podczas gdy Ci zajęci grzeją się w ramionach ukochanej osoby i nie wyklucza to cudownych randek, pięknych sukni, nowych butów i wakacji na których wspomnienie krzykniesz FABULOUS! Dla samotnych nawet kubek gorącej czekolady nie jest w stanie wypełnić pustki w sercu. Jaka jest specyfika wielkiego miasta? W której z tych dwóch konfiguracji można powiedzieć, że żyje się lepiej? Czy w ogóle można powiedzieć, że jakaś z nich gwarantuje lepsze, ciekawsze życie? Przyglądam się twarzom w metrze. Na pierwszy rzut oka każdy inny, ale po głębszym zapoznaniu każdy z taką samą, kamienną twarzą, ale mimo wszystko z inną historią. Czy pan z czarną teczką, w idealnie wyprasowanej koszuli to szczęściarz? Czy pani w dresowych spodniach i czapce z daszkiem kocha jogging? Czy chłopak słuchający na ipodzie muzyki ma wielu przyjaciół? Czy dziewczyna z chustą w groszki, zawieszoną na szyi, będzie się dzisiaj uśmiechać? Duże miasto niesie ze sobą wiele jednostek i niepowtarzalnych osobowości, ale czy w pełni wykorzystuje ich oryginalność i możliwości? Czy w takim tłumie te wybitne jednostki nie giną przysłonięte sztuczną kreacją? Może jest model zycia, który opisywałby życie mieszkańca wielkiego miasta? zabiegany, singiel lub zajęty, spieszący się, z kamienną twarzą, pogrążony we własnych myślach, odcięty od reszty tłumu, od świata, którego czasami ma dosyć... Czy to jest szczęśliwy człowiek?

poniedziałek, 25 czerwca 2012

już tęsknię...


Wtedy gdy wychodzi do pracy, gdy oddala się na kilka metrów. Wtedy gdy zajmie się swoimi sprawami, gdy zaśnie… już nie tylko wtedy gdy wyjedzie gdzieś dalej, nie tylko wtedy gdy nie widzicie się kilka dni… zaczyna się stawać Twoją obsesją, uczuciem które nie wiesz w jakie pudełko schować… czy z czasem przechodzi? Jeśli prawdziwie się kocha to nie przechodzi. Wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, że wzrasta… poczucie chwilowej utraty, oddalenia… to tęsknota. Jest uciążliwa, wredna, paskudna, zabiera sen, powoduje że snujesz się po własnych czterech kątach jak duch… ale ona mierzy Twoją miłość, sprawdza ile jesteś w stanie wytrzymać, z czasem może powodować frustracje, innym razem pozwala bliżej poznać siebie… powoduje pustkę, sieje spustoszenie, ale jest potrzebna…

A teraz pomyśl jakie są powroty… powolne dotykanie rąk? A może szaleńcze wpadanie w ramiona? Długie godziny spędzone na rozmowach, o tym co było i czego nie było a może wystarczy milczenie?

Już tęsknię i czekam na powrót... 

środa, 11 kwietnia 2012

wydaje Ci się...


I kiedy Tobie wydaje się, że jestem skupiona wyłącznie na sobie i kiedy już myślisz, że kompletnie o Tobie zapomniałam, pochłonięta pracą, spaniem, odpoczynkiem, malowaniem paznokci, kolejnym serialem… ja w głowie układam klocki… każdy po kolei, jeden na drugi, drugi obok trzeciego… klocki wspólnego życia. Myślę, jak dobrze by było gdybyś był obok, na tyle blisko, że gdy tylko wyciągnę rękę i powiem ‘kocham’ Ty zbliżysz się do mnie i odpowiesz tym samym. Nie tylko gestem, ale też słowem.
I kiedy Ci się wydaje, że jestem na Ciebie zła, że po kolejnej kłótni, sprzeczce mam do Ciebie dystans i zupełny brak chęci na Twoją obecność, ja w głowie mam obraz Nas dwoje. Przytulonych, pochłoniętych kompletnie sobą, jak gdyby nigdy nic. 
To nic, że w danej chwili nie piszę, to nic, że w danej chwili nie dzwonię… Nie ważne, że właśnie kupuję kolejna kieckę, mierzę buty, biegnę do autobusu, stoję w kolejce po kawę… Nie ważne jest, że w danej chwili z Tobą nie rozmawiam, bo jestem w biegu, skoku, zawirowaniu.
 Ja myślę i wysyłam sygnały, które mam nadzieje, że czujesz…

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

List do D.


D.
Minął już ponad rok… tak długo się zbierałam, aby nakreślić słów kilka i móc puścić, i oddać w niepamięć, to co było, co mnie zmieniło, co ewoluowało, czasami było uciszone, innym razem krzyczało we mnie… w środku…
Pamiętam jak dziś… był wtorek, ale to nic – i tak lubię wtorki.  Siedziałam na skraju łóżka, wtedy naszego… dziś oprócz wspomnień nie ma nic co byłoby nasze…
Jakie to uczucie? Nie da się opisać słowami. To coś w rodzaju skoku w przepaść, kiedy już po podjętej decyzji, gdy lecisz głową w dół, zaczynasz się zastanawiać co będzie dalej i nie czujesz nic… totalna pustka, a zarazem strach przed tym co jest tam… w otchłani, w dole…
W jednej chwili zniknęły wszystkie marzenia – tak to Ty byłeś tym marzeniem. W jednym momencie zniknęło wszystko. I kiedy sobie przypomnę tę chwilę, ten ostatni dzień, to dzisiaj mam ochotę Ci podziękować.  Podziękować za dokonaną zmianę.
Podobnie jak ja, nie spodziewałeś się tego. Podobnie jak ja, byłeś pogubionym, małym chłopcem. W głowie było tylko jedno pytanie – co dalej? A dalej było życie, pełne wyzwań, emocji, niezapomnianych cudownych chwil, pocałunków, rozmów do białego rana, życie pełne przyjaciół, nowych znajomości… wtedy tego nie wiedzieliśmy, dziś czujemy się wolni…
Był czas łez, były chwile rozdartego serca zupełnie na pół. Były bezsenne noce, przepełnione łzami, krzyki i pojękiwania. To tak jakby stała się wielka krzywda… wtedy była… największa dla mnie z możliwych.
I to nie jest tak, że mam Ci coś za złe, i to wcale nie chodzi o to aby wylać na Ciebie wiadro pomyj… to coś w rodzaju katharsis. To potrzeba oczyszczenia, posprzątania starego bałaganu, na który nigdy nie było czasu? chęci? siły? A może ciągle była nadzieja i chęć powrotu do przeszłości?
Czy jestem na Ciebie zła? Może czasami… Czy ja Cię nienawidzę? Nie… zawsze będziesz w moim życiu kimś ważnym. Czy źle Ci życzę? Teraz już nie, choć bywało różnie…
Minął rok, a ja Cię nadal pamiętam… i pamiętać będę. Minął rok i ja już nie jestem taka jak byłam.
Dziś już nie boję się życia, wyzwań i wysokich poprzeczek. Dziś nie jestem już tą małą, rozkapryszoną, wiecznie płaczącą dziewczynką. Dzisiaj już mnie nie poznasz, bo Twój czas minął. Jest nowe, inne…
Nie miej wyrzutów sumienia przez to, że płakałam. Nie roztrząsaj tego, że mnie bardzo bolało. Nie wspominaj łez i bólu jaki sobie zadaliśmy tylko kochaj… Kochaj życie, mocniej, bardziej z każdą chwilą. Nie pozwól by wdarła się w Ciebie rutyna. Miej emocje jakich dotąd nie doznawałeś. Ryzykuj, inspiruj się, walcz i wyznaczaj cel. Niech Ci nie zabraknie tego, czego zabrakło nam – poznania siebie samego i kochania siebie…
Z gorącymi pozdrowieniami ,z słonecznej życiowej ścieżki, przepełnionej ekscytującymi wrażeniami, doświadczeniami i pełnią szczęścia…
Już nigdy Twoja M.

konieczność...

Czasami stajemy przed koniecznością... mówienia, pisania, wygadania się, wypłakania. Zawsze znajdujemy jakiś powód, aby móc dopelnić swej konieczności. Czasem jest to problem z facetem, zdrowiem, pracą, innym razem koniecznością jest nasze szczęście, sukces, radosna wiadomość.
W każdym jednak przypadku jest taki sam schemat - początek, ziarenko, które powoli kiełkuje i daje nam powód by stanąć przed koniecznością i otworzyć jej drzwi. Po czym zapraszamy ją do swojego życia, witamy w skromnych progach, siadamy przy kawie, jak ze starą dobrą kumpelą i jedno skinienie, jedno słowo, gest powodują, że ona wie o co chodzi... wie wszystko. Daje nam możliwość ... możliwość poznania siebie.

środa, 8 lutego 2012

wiosny w sercu....


Czuję rochodzące się po całym ciele słońce... dociera do każdego zakamarka i wywołuje przyjemne łaskotanie. Raz jest mocniejsze, raz słabsze... zaczyna od głowy, rozjaśnia umysł, wypełnia pomysłami, przechodzi do gardłą i pozwala wyrażać jaśniejsze komunikaty i przekazy. Następnie jest w sercu i wtedy już tylko pozostaje mi kochać... kochać jeszcze bardziej, silniej, mocniej i pewniej...

piątek, 3 lutego 2012

wyjęte z szuflady... odsłona 4


Następnego ranka na szczęście nic mnie już nie zaskoczyło. Dzień wcześniej przygotowałam najbardziej wizytowo-pracową sukienkę, w związku z przybyciem nowego dyrektora artystycznego. Przecież pierwsze wrażenie jest najważniejsze. W biurze byłam już przed 9:00, co nie zdarzało mi się zbyt często, tym bardziej, że Gośka bywała u mnie z nową butelką Chardonney przynajmniej trzy razy w tygodniu. Nie wiem czy to już zakrawa o staro panieństwo czy nie, ale faktycznie wspólnie spędzony z Gośką czas działał na mnie kojąco.
Ok. 10:00 czułam lekkie poddenerwowanie i zastanawiałam się co wywołuje u mnie takie emocje? W końcu kto jak kto, ale Ty Magdo redaktor naczelna Bijou, nie raz radziłaś sobie w sytuacjach krytycznych a dajesz się nerwom, ze względu na nową osobę w zespole? Cóż… zgoniłam to na przemęczenie i ruszyłam do łazienki poprawić makijaż.
Od rana w redakcji czuło się zagęszczoną atmosferę. Anka z recepcji ubrała się jeszcze bardziej wykwintnie niż zwykle, Jolka z biura ogłoszeń wyjątkowo założyła białą koszulę i szpilki. Czy ja o czymś nie wiem?

Mogłam się spodziewać, że jak zwykle informacje w redakcji docierają do mnie, do redaktor naczelnej!, jako ostatnie. Zorientowałam się o tym, w momencie jak otworzyły się drzwi mojego gabinetu i wszedł Paweł z naszym nowym nabytkiem … dyrektorem artystycznym… fantastycznym…

Musiałam wyglądać na oszołomioną i mieć dziwną minę, bo na wejściu Paweł zapytał – Are You ok.? O tak! Jak najbardziej wszystko jest okej.

- Magda, przedstawiam Ci Michała Wysockiego.
- Michał, to jest redaktor naczelna Bijou, Magda Konecka. Nie mieliście okazji wcześniej się poznać, bo rekrutację prowadziła jeszcze Kasia. Tak więc zostawiam Was samych …. – Paweł mówił coś jeszcze przez chwilę, ale kompletnie go nie słyszałam. Byłam tak oszołomiona wyglądem mojego gościa, że wręcz zaniemówiłam. Wstałam od biurka i pewnym krokiem – przynajmniej tak mi się wydawało – podeszłam, aby uścisnąć rękę Michałowi.

- Witaj na pokładzie – szlag! Miało zabrzmieć profesjonalnie, a nie jak z taniego serialu dla młodzieży – Napijesz się czegoś? – pospiesznie zapytałam.
- Bardzo chętnie. Poproszę kawę – co za głos… Michał zdawał się być równie onieśmielony jak ja. Idealnie skrojony garnitur, wypastowane buty, nienaganna fryzura, olśniewający uśmiech i ten głos. Tak Kasiu – dziękuję Ci za ten wybór!
- So… - zaczęłam nieśmiało – jak minął lot?
- Dziękuję. Całkiem znośnie. 2 godziny to żaden wyczyn więc spokojnie. Już dziś mogę zacząć pracę – mów tak do mnie jeszcze, nie ważne co – mów – pomyślałam…
- Czy dział HR przekazał Ci wcześniej dokumentację mieszkania, samochodu, umowy najmów i wszystkie inne papiery? – nie wiedziałam kompletnie o czym mam z nim rozmawiać, ale wydało mi się, że bezpiecznie będzie zacząć od rzeczy czysto technicznych.
- Tak. Mam już wszystko. Moje rzeczy przylecą w przyszłym tygodniu. Do tego czasu zatrzymam się u znajomego. Mieszka w budynku Cristal, o tam kawałek dalej. – wskazał ręką na duże okno, z którego rozpościerał się widok na centrum Warszawy. – czułam, że robi mi się gorąco.
- Tak, wiem. Mieszkam w Cristal od zeszłego roku i chwalę sobie więc na pewno do czasu zajęcia nowego mieszkania, będzie Ci tam całkiem miło – plotłam bez sensu. – Może chcesz zobaczyć swoje biuro i poznać załogę?
- Bardzo chętnie. Nie mogę się doczekać. Byłem tu ostatni raz 3 miesiące temu i szczerze powiedziawszy niewiele pamiętam, a już na pewno nie pamiętam Ciebie, a wydaje mi się, że gdybyśmy się wtedy spotkali to nie umknęłabyś mojej uwadze – proszę, proszę… czy to jakaś gra?
- Pracowałam na drugim piętrze. Kierowałam działem reportaży głównych więc nie miałeś okazji mnie wtedy poznać. – odpowiedziałam szybko
- A szkoda – uciął z lekkim uśmieszkiem.

Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że cały czas mnie obserwuje. Każdy mój ruch, krok, machnięcie ręki, zdawało się nie umknąć jego uwadze. Było mi na przemian gorąco i zimno. Już teraz wiedziałam dlaczego Jolka założyła szpilki, a Anka wystroiła się jak stróż w Boże Ciało. Facet niewątpliwe był fantastycznie, niezaprzeczalnie przystojny.

the end.

środa, 25 stycznia 2012

wyjęte z szuflady... odsłona 3


- Więc dlaczego zdecydowała się Pani wysłać swoją aplikację do naszej redakcji? – zapytałam skromnie ubraną dziewczynę o rzadko spotykanym imieniu, Blanka.
- Wiem, że Państwa miesięcznik, oprócz tego że ma jedną z najmocniejszych pozycji na rynku wy…
- Ma najmocniejszą pozycję… - przerwałam w połowie
- Tak, najmocniejszą. – odpowiedziała nieśmiało – Dajecie również możliwość rozwoju poprzez liczne projekty wydawnicze i to w głównej mierze skłoniło mnie do wysłania swojego CV. Ponadto słyszałam, że jest Pani jedną z tych osób, które udowadniają, że jeśli się czegoś mocno chce to istnieje możliwość realizacji, a praca przy Pani boku jest pełna wyzwań i naprawdę mogę się od Pani wiele nauczyć – zakończyła z uśmiechem, odsłaniając tym samym idealnie proste i białe zęby.

Kto Ci naopowiadał takich rzeczy dziewczyno? Pomyślałam w duchu. Czy Ty wiesz jak wygląda moje życie? Ty masz pewnie ślicznego chłopca, który zabiera Cię na randki do kina, kochających rodziców i pokój w różowe kwiatki , a ja pracuję 12 godzin dziennie, nie mam życia prywatnego, rodziców widzę raz na rok i co z tego, że mieszkam na najwyższym piętrze budynku Cristal w samym centrum Warszawy, a za swoją pensję mogę kupić kolejną ekstra sukienkę, skoro po powrocie do domu łóżko dzielę z pluszowym kotem, którego Gośka pieszczotliwie zwykła przezywać Mruczuś?

- Dobrze… Posłuchaj…  Chcę abyś miała świadomość, że obecnie na naszym pokładzie znajduje się trzech stażystów, z których mamy wyłonić jednego do zespołu redakcyjnego. Są to świetnie przygotowani absolwenci najlepszych uczelni w kraju. Póki co, przez wzgląd na Twoje małe doświadczenie w branży, pozostaniesz przez jakiś czas przy moim boku. Twoją pracą bezpośrednio będzie kierował mój asystent Paweł. Drobne poprawki w tekstach, mała korekta, współpraca z działem reklamy i ogłoszeń to tylko niektóre z Twoich obowiązków. Zaczynasz od jutra. Godzina 9:00. Życzę powodzenia.

- I jak ta mała, którą Ci dzisiaj podesłałam? – zapytała Wiktoria z HR po moim wyjściu z Sali konferencyjnej.
- Zaczyna pracę od jutra. Nie ma dużego doświadczenia, właściwie nie ma go wcale, ale budzi zaufanie. Póki co popracuje trochę przy moim i Pawła boku, a potem zobaczymy.
Przy okazji byłabym wdzięczna za podrzucenie mi aplikacji mojego Pawła. Myślę nad podwyżką i zmianą stanowiska. – powiedziałam w pośpiechu gdyż już byłam spóźniona na kolejne spotkanie.

Dzień dobiegał już końca a ja myślałam tylko o jednym … gorąca kąpiel i łóżko. Tego mi w tej chwili potrzeba. Krótko przed 19 do mojego gabinetu zapukał Paweł.

- Hola! Jestem Ci jeszcze do czegoś potrzebny? Marta ma dziś imieniny. Mamy kolację o 20 i nie ukrywam, że chciałbym zdążyć…
- Spokojnie. Uciekaj do domu. Marta na pewno na Ciebie czeka (dlaczego nikt nie czeka na mnie?). Jutro chciałabym się z Tobą spotkać.
- To coś ważnego? O 10:00 odbieram tego naszego, nowego dyrektora artystycznego z lotniska…
- O fuck! Kompletnie o tym zapomniałam!
- Będę z nim około 11:00. Możemy się zobaczyć jak tylko wróce. – odpowiedział Paweł.
- Paweł, spotkamy się jutro popołudniu. Przecież muszę tego kolesia wziąć w obroty i pokazać wszystko. A jak ta nowa?
- Magda, pogadamy o wszystkim jutro, ok.? Naprawdę się spieszę…
- Tak, tak oczywiście biegnij….
- Trzymaj się!
- Do jutra! – już pewnie nie słyszał, bo wyskoczył z biura jak oparzony, a mnie pozostało siedzieć w tym trzydziestopiętrowym budynku zupełnie samej.

O 21:00 zamykając biuro, zdało się tylko słyszeć w oddali kroki ochrony. Życie mam niesamowite – pomyślałam sobie w duchu.
cdn.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

o Was i dla Was...


Kiedy przychodzi natchnienie czuję światło i jasność…
Dwa palce wystarczą aby na klawiaturze laptopa wystukać kilka słów, złożyć je w zdanie, potem w akapit a następnie w całą historię.
Słowa o życiu, o głupotach, o smutkach, radościach, mężczyznach, kobietach, naszych namiętnościach i pragnieniach… przecież wszystkie to przechodzimy. Jeden moment, mała, drobna chwila wystarczy aby warto było ją tutaj umieścić… jeśli macie ochotę, luźne myśli, historie do opisania to śmiało… ten blog po to właśnie powstał. O Was i dla Was…

namiętność...

Ogarnięta całkowicie namiętnością, składam swoje ciało na Twym ciele i zasypiam... zasypiam w odgłosie Twojego serca i marzę... Nie, ja nie muszę już marzyć... przecież jesteś tuż obok...


„Wsłuchaj się w siebie, mało czasu masz żeby iść po śladach innych…”


Mówią – uczyć się na błędach, ale przecież nie zawsze tylko na błędach innych… Przecież popełniasz tyle swoich.
Nauka na błędach tych, które sama dokonujesz dostarcza więcej wiedzy niż nauka na pomyłkach ludzi dookoła. Wsłuchaj się w siebie… znajdź odpowiedź w sobie.
Kilka razy dostałam takie przesłanie – i wydawało mi się wtedy, że tak łatwo znaleźć wszystkie odpowiedzi w środku serca… prawda jest jednak inna.  Najpierw trzeba zadać odpowiednie pytanie, by móc później na nie odpowiedź., a tu często zaczynają się schody…
Ale wewnętrzny głos to najlepszy doradca… Twoje sny, codzienne myśli, krążące wokół Ciebie, Twojego życia to wskazówki jak żyć i poruszać się w otaczającym świecie…
Żyj według własnych przekonań, stań na ziemi twardo i żyj swoim życiem, wsłuchując się w siebie… pozostań sobą…

sobota, 21 stycznia 2012

poznanie...

Staram się podejść do Ciebie na chłodno... ogłądam Cię z każdej strony. Zupełnie bez emocji, wspomnień, obrazów przyszłości.... i tak sobie patrzę, bo lubię spoglądać gdy czymś jesteś zajęty... obserwuje rysy twarzy, mimikę, gesty rąk, przekręcenia głowy i zauważam, że każdy ruch ma w sobie inny przekaz. Raz jesteś zadowolony, za chwilkę markotny. Innym razem kompletnie rozbawiony albo smutny. Jaka przekorna ta natura człowieka. Czytam Cię jak otwartą książkę i mimo, że nic nie mówisz ja wiem wszystko... to się nazywa poznanie. Chcę poznawać więcej...

piątek, 20 stycznia 2012

wyjęte z szuflady... odsłona 2


Ten dzień od samego początku nie był dla mnie łaskawy. Być może gdyby nie mało łaskawy budzik, który zadzwonił godzinę później to wszystko byłoby w porządku.
Zwyczajowo poniedziałek rozpoczął się fatalnie. Po raz setny obiecałam sobie, że nigdy więcej nie spotkam się na babskie pogaduchy w niedzielę i nigdy więcej Gośka nie namówi mnie na kolejne Chardonnay.

W drodze do pracy przypomniałam sobie wczorajszą rozmowę i znowu przed oczami stanął mi Rafał. Dlaczego nie mogę zapomnieć choć tak bardzo tego chcę? Czas na terapię szokową i definitywny koniec. To było postanowienie na początek długo zapowiadającej się zimy. Czas na zmiany, pomyślałam.
Z radia muskały mnie delikatnie dźwięki Eyes on fire. Moje oczy pewnie wyglądają tak gdy tylko wspomnę tego, o którym nie powinnam nawet myśleć.

Gigantyczny korek, spóźnienie, śnieg z deszczem – właśnie tego było mi trzeba.  Spojrzałam przez okno – starszy pan stojący na skrzyżowaniu rozdawał poranny numer Metra. Biedak… Jednak niektórzy mają gorzej, ale nie oznacza to wcale, że nie mogę sobie ponarzekać.

Zegarek wskazywał powoli godzinę 9:30. Na myśl o piętrzącej się stercie zaległości korek jakby się rozstąpił i mogłam spokojnie wjechać w boczną uliczkę, by bez trudu przedostać się do Fabryki marzeń.

- Cześć Magda! Poniedziałek… - poczciwy Waldek jak zwykle powitał mnie w progu, z tym samym głupkowatym uśmieszkiem, gdy tylko widzi mnie spóźnioną.
 Raz, dwa schody, winda, hop siup jestem w środku. Zaczyna się. Jak w ulu… Widzę biegający dział reklamy, ogłoszenia… Czyżby coś się stało? Nie, to tylko poniedziałek i każdy chce coś na już.

Szybko podbiegłam do biurka. 2KC, kawa i chwila oddechu powinny wystarczyć na kaca. Widok wyskakującego, zapchanego kalendarza przyprawiał mnie o zawrót głowy. Spotkanie rekrutacyjne, spotkanie ws wydania styczniowego, sprawdzić artykuły stażystów…. Miganie kalendarza powodowało silniejszy ból głowy.
Odkąd Kaśka zaszła w ciążę, a ja objęłam stanowisko redaktora naczelnego najbardziej poczytnego miesięcznika w kraju,  moich obowiązków znacznie przybywało. Nie był dla mnie pocieszeniem tytuł na tabliczce, przyklejonej do drzwi mojego pokoju – Redaktor Naczelna. Na szczęście dorobiłam się wspaniałego asystenta, który był na każde zawołanie.

- Cześć Magda! Kiepski dzień widzę… Kawa z podwójnym cukrem, dzisiejsze wydanie Bijou, listy od czytelników, artykuły stażystów, pamiętaj o…
- Paweł błagam wolniej i ciszej – musiałam mieć nieciekawą minę, bo mój asystent nagle przerwał.
- Ohoho, ciekawy wieczór miałaś? Dobra nie odpowiadaj – wezmę za Ciebie artykuły stażystów i listy od czytelników, ale spotkanie rekrutacyjne, które masz za 10 minut musisz poprowadzić sama. Gdybyś czegoś potrzebowała to jestem w swoim boksie.

Dobry, kochany Pawełek. Pomyślałam. Chyba czas na podwyżkę i jakiś awans, bo inaczej chłopak mi odfrunie. I pomyśleć, że uniwersytet olsztyński daje takie przygotowanie?
cdn.

środa, 18 stycznia 2012

wyjęte z szuflady...

Jako, że nigdy wcześniej nie było odwagi, miejsca, chęci... Jako, że nigdy wcześniej nie było osób, którym mogłabym to pokazać... więc tu, w fragmentach... to co powstawało w głowie, urywało się po dwóch stronach, ale wynikało zawsze z potrzeby przelania myśli na papier. Nigdy nie dokończone, nie widziały światła dziennego... dzisiaj odkrywają się przed Wami....


- Jacek to był ten, z szeroką szczęką i włosami jak Travolta w musicalu Grease?
Zapytała mnie Gośka podczas jednego z babskich wieczorów.
- A pamiętam! Kiedy się upił to robił taką śmieszną minę. Ofiary…. A pamiętasz Bartka?
- Tego z krzywymi zębami? – odpowiedziałam.
- Oj Magda nie musisz mi wypominać błędów młodości. – zasępiła się Gośka. Na myśl o jej byłym Bartku ciarki mnie przechodziły. Zęby jak kasownik w starych tramwajach, koszula zawsze w spodnie, zero luzu, spontanu. I pomyśleć, że Gośka wytrzymała z nim 3 miesiące!
- Dobra, dobra. Przypomnij sobie Pawełka co wyglądał jak mgiełka. – zripostowała moja przyjaciółka. – Czy on przypadkiem nie był albinosem?
- Gośka stop! To był tylko kolega z liceum, który skrycie się we mnie podkochiwał. Biedak… Próbował chyba do każdej.
- Ale za to przyznam szczerze,  że Rafał to był gość. Do dziś nie mogę uwierzyć, że go zostawiłaś. Boski facet. Że też wtedy mnie przy nim nie było gdy rozpaczał po Twej stracie – wspomniała Gosia.
- Szkoda, że nie pamiętasz co ten boski gość Rafał zrobił Twojej przyjaciółce. – odpowiedziałam.
- Hmm… niestety wiem i żartowałam z tym zdziwieniem po zostawieniu go samemu sobie… - Gosia zamilkła na parę sekund, co w jej przypadku było co najmniej dziwne – Byłaś taka zakochana… Zaczarowana i jeb! Jak bańka mydlana… Żałujesz?
- Nie… nie żałuję. To był chyba najpiękniejszy czas w moim życiu, no może jeden z najpiękniejszych, bo przecież najpiękniejsze było poznanie Ciebie – powiedziałam z przekorą .
- Ale przyznaj… takich facetów to mało na świecie…
- Mało… zdecydowanie za mało. I pomyśleć, że minął już rok odkąd okazało się, że ten boski gość ma na boku jeszcze kilka innych gościówek. Ale mimo to naprawdę nie żałuję… To nic, że od tego czasu patrzę na każdego faceta jak na potencjalnego zdrajcę i to nic, że każdego oceniam pod jego kątem, i wcale nie przeszkadza mi to, że do dziś mam jego zdjęcie w portfelu… To zupełnie nic…

Tego wieczora nasze babskie pogaduchy na temat facetów zakończyły się na Rafale…  Gośka od nadmiaru czerwonego wina zamknęła buzię wcześniej niż zwykle, a ja wróciłam myślami do życia z przed roku. Wysoki brunet, ciemne oczy, zawsze elegancki, szarmancki. Potrafił słuchać jak mało kto. Zdawał się być ideałem, a jednak…  Zamknęłam oczy i znowu go zobaczyłam… Teraz był dostępny dla mnie tylko w snach. Zastanawiałam się czy ja go jeszcze kocham? Jeśli tak było to po pierwsze nigdy bym się do tego nie przyznała, a po drugie nie powinnam go już kochać. Kurde to kolejna, bzdurna, miłosna historia… Powinnam już dawno zapomnieć, a nie mogłam. Nie mogłam mu wybaczy.  Czy miłość mojego życia? Gdyby nie to o czym opowiem Wam za chwilę pewnie tak by pozostało, ale życie się zmienia i nigdy nie pomyślałabym, że zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni jeśli nie pojawiłby się On…
cdn.

cytatnie...


Gdy zakochujesz się po raz pierwszy, to jest to niesamowite uczucie. Za drugim razem masz złamane serce oraz odczuwasz jak to jest być zranionym. Jesteś ostrożniejszy, rozsądniejszy w manifestowaniu uczuć. Szkopuł polega na tym, że człowieczeństwo jest upośledzone i mimo całego bólu zakochujesz się jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz... Żenisz się, wychodzisz za mąż, pozwalasz sobie jeszcze raz czuć, ale przecież już przez to przeszliśmy! To najdziwniejsza rzecz. Miłość nie różni się zbytnio od jedzenia czekolady. Wiesz, że Ci szkodzi, lecz mimo to uwielbiasz jej smak.





nie słowa lecz czyny... a może i czyny i słowa? a może ani to ani to?

Mawiają NIE SŁOWA LECZ CZYNY i faktycznie... Może to i prawda, ale czy w każdym przypadku?
Wolimy dostawać kwiaty, niż usłyszeć słowa lubię Cię od mężczyzny. Wolimy gdy On jest dla nas podporą, wspiera nas i dopinguje niż gdy rzuca tylko puste "gratuluje"...
Ale co jeśli - są słowa, są czyny.... miesiąc żyjesz nadzieją, że w końcu to jest to na co czekałaś, po czym Prask! Pękła bańka mydlana... i zastanawiasz się - były słowa, mocne, głębokie, przekonywujące, ba! były nawet czyny... a mimo to uleciało, z tego co łączyło, życie... i wracasz do wspomnień, do chwil, analizujesz dogłębnie każde wypowiedziane słowo i myślisz sobie - ponownie zaufałam... znów zakładam skorupę...

z dedykacją dla tych, którzy zaufali... ale nie po to aby uświadomić ich, że nie warto ufać ponownie, ale po to aby powiedzieć... cieszę się, że się otwierasz i rób tak dalej...

by J.L.Wiśniewski
Słowa są największym oszustwem, na jakie faceci nas nabierają. Myślałaś, że poznałaś anioła, bo mówi do ciebie wszystkie te cholernie ważne słowa? Głupia. Anioły po prostu są, nie muszą nic mówić, nie udają, że cię znają. Nie muszą. Są, gdy ich potrzebujesz. Anioły są tylko dla ciebie.

wtorek, 17 stycznia 2012

pytajmy...

Dzisiejszy dzień, a właściwie to już wczorajszy nasunął mi refleksję nad zadawaniem pytań - innym i sobie samej... często tkwimy w niewiedzy, w jakimś pragnieniu zdobycia i usłyszenia prawdy a same blokujemy odpowiedź...
O ile w moim przypadku problem zadawania pytań odbywa się na dwóch płaszczyznach o tyle pozostaję w głębokiej nadziei, że Wam idzie to znacznie łatwiej :)
Mam wrażenie, że my kobiety posiadamy tendencję do osiadania na pewnego rodzaju niewiedzy, aby móc jeszcze chwilę pocieszyć się tym co mamy tu i teraz...
Przytoczę krótką historyjkę Pani X - Ona zakochana po uszy, On niezdecydowany - niby kocha, a jednak nie czuje tego co ona. Są razem jakieś 8 lat. Jest kryzys niewątpliwy. Po paru tygodniach udręki ona już nie ma siły. Podchodzi do mnie i pyta CO ZROBIĆ? Rozmawiałaś z Nim o tym co dalej? Nie, nie rozmawiałam. Dlaczego? Bo boję się odpowiedzi... Pozwól mi cieszyć się tym jeszcze przez chwilę. Zapytam za tydzień, ale ten tydzień będę żyła w świadomości, że On jest jeszcze ze mną...
Żyła tak tydzień, aż nie dała rady... zakończyła już bez zadawania pytań. Więc po co to było?

Historia moja :)
Ja - już czuję, że zakochanie jest blisko... On - niezbyt często mówi o swoich uczuciach. Ba! Nie do końca mamy sprecyzowną kwestię związek czy nie-związek. Ja - w głowie pytanie Czy on mnie kocha. Czy jesteśmy w związku? On - pokazuje uczucie ale nic nie mówi...
W jakiś sposób zawiedziona, zdezorientowana udaję się do bliskiej mi osoby. Słyszę - dlaczego nie zapytasz?
Ja - mam zapytać czy mnie kocha? Czy jesteśmy parą? (dziecinada swoją drogą...) Odpowiedź - Nie. Zapytaj czy mu na Tobie zależy? To przecież takie proste...
Biję się z myślami, w żołądku czuję ścisk przed momentem zadania pytania. W końcu przymuszam się i wyduszam z siebie 4 słowa - Zależy Ci na mnie? Odp - oczywiście, że mi zależy...Dlaczego pytasz? Ja - Mi też na Tobie zależy...

I ja się pytam? Dlaczego my to sobie robimy? Dlaczego tkwimy w nieudzielonych odpowiedziach, ba! my tkwimy w niezadanych pytaniach. Siedzimy w nich bo boimy się odpowiedzi... Ale jaka ona by nie była zawsze jest dobra, bo niesie prawdę i nie sprawia, że jesteśmy w życiu w jakikolwiek sposób zawieszone. Dlatego zachęcam Was, gdyż sama nad tym mocno pracuję, pytajcie... Będzie Wam żyło się łatwiej...




dlaczego?

Już dawno zanosiłam się z zamiarem pisania bloga. Ale po co? Ot taka właśnie potrzeba pisania... Dzieje się tyle dookoła a nikt o tym nie pisze... Liczą się spory, kłótnie, kryzysy, podwyżki, wielka polityka, upadki i powstania, katastrofy, a gdzie zwykłe, ludzkie uczucia... uczucia ludzi takich jak Ja czy Ty?
I w sumie może i dobrze, że nie piszczą o tym media :) w sumie może i dobrze, że w tv nie pokazują, że mi sie udaje, że mam doła,  że pocieszam przyjaciela... To nawet i dobrze, że nie widzą naszych porannych rozmów przy kawie, radości z niczego, uśmiechu z kartki papieru z napisem "Lubię Cię", rzucania się długopisem jak dzieci w szkole, i wielku wielu innych rzeczy, które na codzień robimy, jesteśmy świadkami, etc. bo to jest nasze i tylko nasze, i taki ma być ten blog, o Nas i dla Nas...