Przychodzi taki czas, że zaczynasz się zastanawiać czy to co
robisz, zrobiłaś, w czym trwasz ma w ogóle jakiś sens. Włożona praca, energia,
czas w coś co ma się okazać bezsensowne? Popadasz w frustracje, ogłupienie,
następuje zmęczenie materiału.
Stawiasz pytania, które w normalnych warunkach Twojej głowy,
psychiki, w ogóle nie zostałyby zadane. Masz wyraźny spadek. Coś na kształt
dołka, z którego nie do końca wiesz jak wyjść.
Powstają niedopowiedzenia, sprawy niewyjaśnione, skręcone i
splątane myśli. Robisz rachunek sumienia, stawiasz kreski, minusy, plusy, dzielisz
tabelkę na 10 wierszy i 5 kolumn… i tak nic z tego nie wyjdzie. Nie łudź się,
że rozwiązanie przyjdzie kiedy jesteś w takim stanie. No właśnie w jakim? Roztrzęsienia,
rozbiegania, niepoukładania, braku stabilności i harmonii, w braku spokoju…
Stop.
Zatrzymaj się. Spokojnie… Weź głębokich pięć oddechów,
otwórz umysł, rozjaśnij swoje wnętrze… czujesz jak dobrze? Czujesz przenikające
światło? Powoli przychodzi ukojenie… nie jesteś tą chwiejną na wietrze wierzbą.
Wychodzisz do świata, do ludzi… ponownie otwierasz się i rozglądasz dookoła.
Przecież rozwiązanie jest tak blisko, na wyciągnięcie ręki.
W końcu liść przywiany przez wiatr, kropla deszczu, kamyk na
drodze, promień słońca, wzrok przechodzącej obok osoby, sklepowy szyld dają Ci
odpowiedź…
Czasami wystarczy patrzeć na znaki i otworzyć oczy… bądź
spokojna – i Ty znajdziesz rozwiązanie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz