Ten dzień od samego początku nie był dla mnie łaskawy. Być
może gdyby nie mało łaskawy budzik, który zadzwonił godzinę później to wszystko
byłoby w porządku.
Zwyczajowo poniedziałek rozpoczął się fatalnie. Po raz setny
obiecałam sobie, że nigdy więcej nie spotkam się na babskie pogaduchy w
niedzielę i nigdy więcej Gośka nie namówi mnie na kolejne Chardonnay.
W drodze do pracy przypomniałam sobie wczorajszą rozmowę i
znowu przed oczami stanął mi Rafał. Dlaczego nie mogę zapomnieć choć tak bardzo
tego chcę? Czas na terapię szokową i definitywny koniec. To było postanowienie
na początek długo zapowiadającej się zimy. Czas na zmiany, pomyślałam.
Z radia muskały mnie delikatnie dźwięki Eyes on fire. Moje
oczy pewnie wyglądają tak gdy tylko wspomnę tego, o którym nie powinnam nawet
myśleć.
Gigantyczny korek, spóźnienie, śnieg z deszczem – właśnie
tego było mi trzeba. Spojrzałam przez
okno – starszy pan stojący na skrzyżowaniu rozdawał poranny numer Metra.
Biedak… Jednak niektórzy mają gorzej, ale nie oznacza to wcale, że nie mogę
sobie ponarzekać.
Zegarek wskazywał powoli godzinę 9:30. Na myśl o piętrzącej
się stercie zaległości korek jakby się rozstąpił i mogłam spokojnie wjechać w
boczną uliczkę, by bez trudu przedostać się do Fabryki marzeń.
- Cześć Magda! Poniedziałek… - poczciwy Waldek jak zwykle
powitał mnie w progu, z tym samym głupkowatym uśmieszkiem, gdy tylko widzi mnie
spóźnioną.
Raz, dwa schody,
winda, hop siup jestem w środku. Zaczyna się. Jak w ulu… Widzę biegający dział
reklamy, ogłoszenia… Czyżby coś się stało? Nie, to tylko poniedziałek i każdy
chce coś na już.
Szybko podbiegłam do biurka. 2KC, kawa i chwila oddechu
powinny wystarczyć na kaca. Widok wyskakującego, zapchanego kalendarza
przyprawiał mnie o zawrót głowy. Spotkanie rekrutacyjne, spotkanie ws wydania
styczniowego, sprawdzić artykuły stażystów…. Miganie kalendarza powodowało
silniejszy ból głowy.
Odkąd Kaśka zaszła w ciążę, a ja objęłam stanowisko
redaktora naczelnego najbardziej poczytnego miesięcznika w kraju, moich obowiązków znacznie przybywało. Nie był
dla mnie pocieszeniem tytuł na tabliczce, przyklejonej do drzwi mojego pokoju –
Redaktor Naczelna. Na szczęście dorobiłam się wspaniałego asystenta, który był
na każde zawołanie.
- Cześć Magda! Kiepski dzień widzę… Kawa z podwójnym cukrem,
dzisiejsze wydanie Bijou, listy od czytelników, artykuły stażystów, pamiętaj o…
- Paweł błagam wolniej i ciszej – musiałam mieć nieciekawą
minę, bo mój asystent nagle przerwał.
- Ohoho, ciekawy wieczór miałaś? Dobra nie odpowiadaj –
wezmę za Ciebie artykuły stażystów i listy od czytelników, ale spotkanie
rekrutacyjne, które masz za 10 minut musisz poprowadzić sama. Gdybyś czegoś
potrzebowała to jestem w swoim boksie.
Dobry, kochany Pawełek. Pomyślałam. Chyba czas na podwyżkę i
jakiś awans, bo inaczej chłopak mi odfrunie. I pomyśleć, że uniwersytet
olsztyński daje takie przygotowanie?
cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz